niedziela, 30 czerwca 2013

Klimat ma Obama - wystąpienie Prezydenta USA na Uniwersytecie w Georgetown


Głośne wystąpienie Baracka Obamy na Uniwersytecie w Georgetown spotkało się z pewnym odzewem na świecie i w Polsce. Zaważyłem jednak, iż na płaszczyźnie krajowej jest ono spłycane do kilku lakonicznych sformułowań w stylu „Obama walczy ze zmianami klimatu”, czy „Obama stawia na odnawialną energię”. Co konkretnie powiedział jednak Prezydent Obama (jeżeli można mówić o jakichkolwiek konkretach w przemówieniu polityka)? Jakie ma plany względem energetyki konwencjonalnej i odnawialnej? Czego oczekuje od Kongresu i amerykańskich przedsiębiorców? Co ma do zaproponowania światu i USA?

Chcąc spojrzeć na sprawę w sposób bardziej kompleksowy niż kilka prasowych relacji na w tym temacie samemu sięgnąłem do całości wystąpienia Prezydenta USA, które w części dotyczącej energetyki, z pominięciem kilku uwag dotyczących inwestycji w Miami Beach i NY, rurociągu Keystone, czy wzajemnych przepychanek republikanów i demokratów na poziomie federalnym i stanowym oraz laudacji dla Gina McCarthy z EPA udało mi się zamknąć w ramy niniejszego tekstu. Z wystąpieniem Baracka Obamy spróbuję uporać się jednak w kilku odsłonach (w kilku tj. minimum dwóch). W pierwszej z nich proponuję w przedstawienie tego co dokładnie powiedział Prezydenta USA, starając się jak najwierniej oddać sens jego klimatycznego przemówienia. W drugiej kolejności pokuszę się o dłuższy komentarz do tej propozycji.

Zmiany klimatu nie są niczym nowym w wypowiedziach Prezydenta Obamy. Odwoływał się do nich zarówno w swojej pierwszej kampanii wyborczej z 2008 r., przed ważnymi światowymi wydarzeniami klimatycznymi (np. Konferencja w Kopenhadze w 2009 r.), jak również w ramach różnego rodzaju spotkań bilateralnych i multilateralnych. Do zmian klimatu Prezydent USA powrócił także w swoim wystąpieniu wygłoszonym na Uniwersytecie w Georgetown w ostatni wtorek czerwca br. Odwołując się do relacji astronautów misji Apollo 8 i ich zachwytu podziwianą z perspektywy kosmosu Ziemią Barack Obama w sposób krytyczny odniósł się do problemu „planety, zmieniającej się w sposób, który będzie miał głęboki wpływ na całej ludzkości”. By go opisać Prezydent przywołał rosnącą temperaturę na Ziemi („na 12 najcieplejszych lat w udokumentowanej historii wszystkie pochodzą z ostatnich 15 lat”). Jak wyliczał Obama „w zeszłym roku, temperatury w niektórych rejonach oceanu były rekordowe”, natomiast pokrywa lodu na Arktyce „skurczyła się do jego najmniejszej wielkości w historii”, w dodatku, co podkreślał Obama, szybciej niż to przewidywała większość modeli.

Chociaż Prezydent zauważył, iż „wiemy, że żadne zdarzenie pogodowe nie jest spowodowane wyłącznie przez zmiany klimatu”, a susze, pożary i powodzie, były znane już w starożytności, to „w świecie, który jest cieplejszy niż kiedyś, wszystkie zjawiska pogodowe są dotknięte przez ocieplenie planety”. Obama powołał się tu na przykład zeszłorocznego huraganu Sandy i zwiększonego poziomu morza u wybrzeży Nowego Jorku (stopa w ciągu stu lat), suszy w Środkowo-Zachodnich Stanach z 2012 r., którą Prezydent określił jako najgorszą od wieloletniej suszy Dust Bowl (nawiedziła ten rejon USA w latach 30. XX w.) oraz zeszłotygodniowej fali upałów na Alasce. „I wiemy, że koszty tych zdarzeń mogą być mierzone w straconych życiach i źródłach utrzymania, utraconych domach, utraconych firmach, setkach miliardów dolarów przeznaczonych na służby ratownicze i usuwanie skutków klęsk żywiołowych. W rzeczywistości ci, którzy już odczuwają skutki zmian klimatycznych nie mają czasu, aby temu zaprzeczyć – są zajęci radzenia sobie z nim” powiedział Barack Obama wyliczając m.in. strażaków i rolników oraz „Amerykanów w całym kraju płacących cenę za bezczynność w ubezpieczeniach, podatkach państwowych i lokalnych oraz kosztach odbudowy i usuwania skutków klęsk żywiołowych”.

Powołując się na „dziewięćdziesiąt siedem procent naukowców”, „wyrok nauki – chemii i fizyki”, potwierdzające to, że „planeta się ociepla i działalność człowieka się do tego przyczynia”, Obama zapytał retorycznie „czy będziemy mieć odwagę do działania, zanim będzie za późno”, dumnie odpowiadając, iż „jako Prezydent, jako ojciec i jako Amerykanin, jestem tu, by powiedzieć, musimy działać”.

Praktycznym tego wyrazem ma być  nowy krajowy plan działań w obszarze klimatu ogłoszony w przemówieniu przez B. Obamę. Plan, który ma pomóc w utrzymaniu przez USA pozycji „światowego lidera w walce ze zmianami klimatu”. W założeniach Obamy plan ma bazować na postępie, który już się dokonał. „Kiedy objąłem urząd – moja administracja zobowiązała się do zmniejszenia emisji gazów USA do końca tej dekady o około 17% względem ich poziomu z 2005 r. Podwinęliśmy rękawy i zabraliśmy się do pracy. Podwoiliśmy wygenerowaną przez nas energię elektryczną z wiatru i słońca. Podwoiliśmy dystans jaki nasze samochody pokonają na galonie paliwa w połowie następnej dekady” powiedział Prezydent USA. Z drugiej strony, Obama zauważył, iż gospodarka USA „jest 60% większa niż 20 lat temu, a emisję dwutlenku węgla są mniej więcej tam, gdzie były 20 lat temu”.

Obama zwrócił uwagę na to, iż Stany Zjednoczone produkują coraz więcej własnej energii, po raz pierwszy od 30 lat budują nowe elektrownie jądrowe (w Georgii i Południowej Karolinie) oraz po raz pierwszy od osiemnastu lat USA są gotowe by produkować więcej własnej ropy niż jej importować. Zaznaczył również, iż USA dzisiaj produkują więcej gazu niż ktokolwiek inny. W ocenie Prezydenta te czynniki pobudziły amerykańską gospodarkę oraz doprowadziły do stworzenia nowych miejsc pracy, które „nie mogą być przeniesione za granicę”. Przy okazji umożliwiły one zniwelowanie „emisję gazów pochodzenia węglowego do najniższego poziomu w ciągu zaledwie 20 lat”. Barack Obama dodał, iż „od 2006 roku żaden kraj na Ziemi nie zredukował całkowitego zanieczyszczenia węglowego tak mocno jak Stany Zjednoczone Ameryki”.

Zdaniem Obamy to jednak tylko początek, a USA wciąż mają wiele do zrobienia. Prezydent przypomniał o swoim orędziu noworocznym, w wezwał Kongres do stworzenia wspólnego, ponadpartyjnego, opartego na rynku rozwiązania legislacyjnego dedykowanego zmianom klimatu, podobnego do tego wypracowanego kilka lat temu przez republikańskich i demokratycznych senatorów. W ocenie Obamy innym przykładem takiej współpracy była praktycznie jednogłośnie uchwalona ustawa o czystym powietrzu (Clean Air Act) z 1970 r.

W tym kontekście, Barack Obama przedstawił podstawowe założenia swojego planu, planu, zmierzającego do zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych, ochrony USA przed skutkami zmian klimatu oraz „prowadzenia świata w skoordynowanym ataku na zmiany klimatu”. Jak zapowiedział Obama „ten plan zaczyna się cięciem emisji pochodzenia węglowego poprzez zmianę sposobu wykorzystania energii – używanie mniej brudnej energii, przy użyciu bardziej czystej energię, i mniejszym marnowaniu energii w całej naszej gospodarce”. Prezydent Obama przywołał dane w świetle których około 40% zanieczyszczeń węglowych w USA to emisje z elektrowni. Zaznaczył, iż obecnie w Stanach Zjednoczonych nie ma federalnych ograniczeń ilości emisji dwutlenku węgla produkowanego przez elektrownie. „Ograniczamy ilość toksycznych substancji chemicznych, takich jak rtęć, siarka, arsen, w naszym powietrzu lub w naszej wodzie, ale elektrownie wciąż mogą wypuszczać nieograniczone ilości zanieczyszczeń węglowych do atmosfery za darmo”. Zdaniem Obamy to musi się skończyć.

Podmiotem, który zmierzy się z tym zadaniem będzie Agencję Ochrony Środowiska (EPA). Ma ona położyć kres nieograniczonej emisji dwutlenku węgla z elektrowni, przygotowując nowe standard emisyjne, zarówno dla istniejących, jak i planowanych elektrowni. Opracowując wskazane standardy Agencja będzie kierować się otwartością i przejrzystością, tak by zapewnić różnym stanom o różnych potrzebach elastyczność. 

Niezależnie od postulowanej aktywności na poziomie federalnym Obama podkreślił, iż kilkanaście stanów wprowadziło już własne programy oparte na rynku dedykowane redukcji emisji CO2, a ponad 1000 burmistrzów podpisali umowy obligujące do zmniejszania zanieczyszczeń pochodzących z węgla. Ponad 25 stanów określiło cele w zakresie efektywności energetycznej, a ponad 35 stanów ustawiono celów dotyczących energii odnawialnej.

Barack Obama odniósł się również do krytyków proponowanego przez niego kierunku i ich argumentów, że zmiany „zabiją miejsca pracy i zniszczyą gospodarkę”, że będzie to „koniec amerykańskiej wolnej przedsiębiorczości”. Przytaczając przykład wcześniejszej legislacji środowiskowej Prezydent USA przekonywał, że „kiedy uchwaliliśmy Clean Air Act by pozbyć się smogu, niektórzy sceptycy mówili, że nowe standardy emisyjne zdziesiątkują branżę motoryzacyjną. Tak się nie stało. Nasze powietrze stało się bardziej czyste”. Obama przywołał również politykę amerykańskich przedsiębiorstw, m.in. GM, Nike i Walmart, podejmujących działania na rzecz ochrony klimatu.

Plan Obamy nie zakłada jednak nagłego zaprzestania wykorzystania paliw kopalnych. Obecnie USA wytwarzają bowiem coraz więcej własnej ropy naftowej – oraz, co istotniejsze z punktu widzenia klimatycznych ambicji Obamy – gazu ziemnego. W tym kontekście Prezydent USA zapowiedział, iż Stany Powinny wzmocnić pozycję czołowego producenta gazu ziemnego, „ponieważ w perspektywie średniookresowej nie tylko zapewnia to dostęp do taniej i bezpiecznej energii, ale i pomaga ograniczyć emisję dwutlenku węgla”.

Z tą kwestią powiązany jest drugi obok redukcji emisji gazów cieplarnianych filar klimatycznych zapowiedzi Obamy – wykorzystanie czystej energii. Prezydent chce jeszcze raz podwoić udział energii produkowanej z wiatru i ze słońca. Umożliwić ma to m.in. udostępnianie nieruchomości publicznych pod budowę odnawialnych źródeł energii, co ma doprowadzić do zasilenia ponad 6 milionów domów w 2020 r., czy zainstalowanie przez Departament Obrony 3 gigawatów mocy w energii odnawialnej w bazach wojskowych. Dodatkowo Obama wezwał Kongres do przyjęcia legislacji likwidującej ulgi podatkowe dla wielkich koncernów naftowych, tak by zmusić je do inwestowania w czystą energię. Obama dostrzega także rolę działań administracji publicznej na rzecz zwiększenia udziału odnawialnych źródeł energii. Jak zapowiedział Barack Obama „dzisiaj wyznaczam nowy cel. W ciągu najbliższych siedmiu lat 20% energii elektrycznej konsumowanej przez rząd federalny będzie pochodziło ze źródeł odnawialnych”.

Trzecim komponentem planu Prezydenta USA jest efektywność energetyczna. Do zwiększenia oszczędzanie energii przyczynić się mają nowe standardy paliwowe ustalone dla ciężkich ciężarówek, autobusów i samochodów dostawczych oraz nowe standardy energetyczne dla sprzętu AGD, a także inteligentne oświetlenie, czy nowoczesne okna. Obama chce zachęcać prywatnych inwestorów do realizacji energooszczędnych projektów. W tym celu proponuje połączone standardy wydajności dla urządzeń i budynków federalnych. Ma to umożliwić osiągnięcie redukcji emisji CO2 o minimum 3 miliardy ton, co ma odpowiadać półrocznej emisji całości sektora energetycznego. 

W ocenie B. Obamy „nawet jeśli tylko Amerykanie wykonają swoją część, ocieplenia się planety zatrzyma się na jakiś czas.” Z drugiej strony, jak podkreśla Obama „żaden naród nie może rozwiązać tego problemu sam”. Ostatnim elementem planu Obamy jest przewodzenie przez USA międzynarodowych wysiłkom na rzecz zwalczania zmian klimatu. By pomóc mniej rozwiniętym państwom w przejściu do wykorzystania bardziej ekologicznych źródeł energii Obama proponuje współpracę z amerykańskim sektorem prywatnym oraz transfer do know-how w przejściu na wykorzystanie gazu ziemnego. Prezydent USA wzywa również do zakończenia publicznego finansowania budowy nowych elektrowni węglowych na świecie, chyba że będą one oparte o technologie wychwytu dwutlenku węgla, lub węgiel jest jedynym opłacalnym surowcem do produkcji energii elektrycznej w najbiedniejszych krajach. 

Barack Obama wezwał również do rozpoczęcia negocjacji zmierzających osiągnięcie globalnego porozumienia dotyczącego wolnego handlu towarami i usługami środowiskowymi, w tym technologiami dedykowanymi czystej energii. Prezydent Obama chce również zintensyfikować współpracę w obszarze klimatu z największymi z państw rozwijających się: Indiami, Brazylią i Chinami, będącymi zarazem największymi emitentami na świecie. Obama zapowiedział także, iż jego administracja podwoi wysiłki, aby zaangażować partnerów międzynarodowych w konkretne działania w celu osiągnięciu nowego globalnego porozumienia na rzecz redukcji emisji. 

„Więc to jest mój plan. Działania, jakie ogłosiłem powinny być silnym sygnałem dla świata, że Ameryka zamierza podjąć odważne działania w celu zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych. Będziemy nadal prowadzić wzmocnieni siłą naszego przykładu, bo to właśnie Stany Zjednoczone Ameryki zawsze robiły” podsumował swoje wystąpienie Barack Obama.

niedziela, 16 czerwca 2013

Słoneczna wojna z butelką wina w tle

Już niedługo panele fotowoltaiczne i wino oprócz słońca potrzebnego do ich funkcjonowania (panele) lub produkcji (wino) mogą mieć jeszcze jeden wspólny mianownik. I nie chodzi tu wcale o możliwość produkcji energii z wina, paneli z butelek po winie, czy też butelek do wina z paneli (sic!). Chodzi tu raczej o cła, a więc coś co ze słońcem ma niewiele wspólnego (chyba że zaliczymy do tego możliwość podniesienia temperatury zarówno przez słońce, wino, słońce i wino – w wariancie wakacyjnym na leżaku z lampką wina – czy też cło, co w odniesieniu do tego ostatniego w opisywanym wypadku rzeczywiście miało miejsce).

Cła to niebyle jakie, chociaż na pierwszy rzut oka wydawać się mogą dość egzotycznymi. Pierwsze z nich, unijne i obowiązujące, dotyczy chińskich paneli fotowoltaicznych. Drugie, chińskie i prawdopodobne, może zostać nałożone na unijne wina eksportowane do Chin. Oczywiście nie stanie się to od razu, ale po przeprowadzeniu „szczegółowego postępowania antydumpingowego”. Chronologia wydarzeń nakazuje łączyć tą zapowiedź (5 czerwca br.) z ogłoszoną dzień wcześniej (4 czerwca br.) informacją o nałożeniu przez Unię tymczasowych ceł antydumpingowe na chińskie panele fotowoltaiczne (moduły lub panele fotowoltaiczne z krzemu krystalicznego oraz ogniwa i płytki w rodzaju stosowanych w modułach lub panelach fotowoltaicznych z krzemu krystalicznego, pochodzące lub wysyłane z Chińskiej Republiki Ludowej. Grubość ogniw i płytek nie przekracza 400 mikrometrów).

Ewentualne chińskie cła w szczególności dotknąć mogą Francję, której wina stanowią mają największy udział w europejskim eksporcie. Łączny udział eksportu unijnych win do Chin wynosi 763 milionów €. Większość eksportu pochodzi z Francji (546 milionów €). Na kolejnych miejscach są Hiszpania (89 milionów €),) oraz Włochy (77 milionów €). Co więcej, Chiny są obecnie największym importerem  francuskich win z regionu Bordeaux. W 2011 r. ich konsumpcja w Państwie Środka wzrosła o 110%.

Jak widać na reakcję strony chińskiej długo nie trzeba było czekać. Szybkość działania za którą na pewno pójdzie determinacja osiągnięcia założonego przez Chiny efektu, uwydatnia ciężar gatunkowy prowadzonego już od zeszłego roku sporu. We wrześniu 2012 r. Komisja Europejska rozpoczęła postępowanie antydumpingowe w sprawie przywozu pochodzących z Chin paneli słonecznych i ich głównych składników (tj. ogniw i baterii). Wnioskodawca postępowania, organizacja zrzeszająca ponad 25% przedstawicieli europejskiej branży paneli solarnych EU Pro Sun, w skardze złożonej w lipcu ubiegłego roku wskazała, że panele słoneczne i ich główne podzespoły importowane z Chin są wwożone na teren Unii Europejskiej po cenach niższych od ich wartości rynkowej. Co ciekawe, skarga ta jest dotychczas największą pod względem wartości skargą, jaką kiedykolwiek w postępowaniu antydumpingowym otrzymała Komisja Europejska. W 2011 r. eksport chińskiej fotowoltaiki stanowił ponad 80% rynku UE, osiągając wartość 21 mld €.

W rezultacie przeprowadzonego dochodzenia Unia Europejska nałożyła na chińskie panele fotowoltaiczne wspomniane tymczasowe cła antydumpingowe. W ocenie Komisji Europejskiej, „chińskie panele fotowoltaiczne są sprzedawane do Europy znacznie poniżej normalnej wartości rynkowej”. Z racji tego Unia wprowadza cła, „by zrównoważyć szkodę wyrządzaną europejskiemu przemysłowi przez tę nieuczciwą praktykę handlową, jaką jest dumping”.

Unia podkreśla także konieczność przywrócenia „równych reguł gry”. Zdaniem Komisji cła „nie mają zatem nigdy charakteru kary”. W jej ocenie potwierdzić ma to „bardziej umiarkowane podejście”, polegające na wprowadzeniu na pierwsze dwa miesiące ceł w wysokości 11,8 % (do 5 sierpnia br.). Po tej dacie, stawka cła będzie wahać się w granicach od 37,3 % dla takich podmiotów jak Yingli Energy (China) Co. Ltd, Hainan Yingli New Energy Resources Co. Ltd. Oraz Baoding Tianwei Yingli New Energy Resources Co. Ltd., aż do 67,9% dla Delsolar (Wujiang) Co. Ltd. Dla porównania poziom cła, jaki w analizach Komisji Europejskiej jest niezbędny dla przeciwdziałania szkodliwym skutkom dumpingu to średnio 47,6% i jest o połowę mniejszy od poziomu dumpingu (średnio 88%, najwyższe wskazanie 112,6%, najniższe 48,1%).
W odpowiedzi na stanowisko Komisji strona chińska ostrzega przed możliwością utraty tysięcy miejsc pracy w branży fotowoltaicznej w UE i Chinach. W jej ocenie odpowiednio ponad 250.000 miejsc pracy w Europie i 400.000 w Chinach będzie zagrożonych. Zdaniem Komisji Europejskiej statystyki te są mocno przesadzone. Komisja podaje, iż dochodzenie antydumpingowe wskazało na „możliwość wznowienia działalności gospodarczej producentów unijnych, którzy byli zmuszeni wstrzymać produkcję w wyniku presji ze strony przywozu z Chin”. Co więcej, w rozważanym przez KE scenariuszu „nie tylko zabezpieczono by 25.000 miejsc pracy istniejących w przemyśle unijnym (w okresie objętym dochodzeniem), ale istniałaby również realna perspektywa dalszego zwiększenia produkcji i wzrostu zatrudnienia”.

Ciekawym kontekstem sprawy jest fakt, iż w październiku 2012 r. Departament Handlu Stanów Zjednoczonych zdecydował o wprowadzeniu cła na większości paneli słonecznych importowanych z Chin. Cło na kolektory słoneczne produkowane przez 60 chińskich dostawców ustanowiono na poziomie od 24% do 36% (np. dla największego chińskiego producenta, Suntech, stawka ta wzrosła do 36%, poprzednio wynosiła ona 34%).

Komisja Europejska powróci do sprawy ceł na początku grudnia br. przedstawiając Radzie Europejskiej dwie alternatywy: oczekiwane zamknięcie sprawy bez podejmowania środków lub nałożenie ostatecznych środków antydumpingowych na okres pięciu lat. Nie trudno domyślić się, które z dwóch rozwiązań jest oczekiwanym przez Chińczyków.

Gra jak widać idzie o duże stawki. Chińczycy systematycznie rozbudowali branżę energetyki słonecznej w nadziei na podbój zagranicznych rynków, co szczególności w Europie im się udało. W 2012 r. chińskie moce produkcyjne wynosiły ponad 55 GW (dla porównania w 2009 r. było to 6,5 GW). Daje to ok. 150% globalnej konsumpcji. W ocenie Komisji Europejskiej „Chiny mogą produkować jeden i pół razy tyle, ile wynosi światowe zapotrzebowanie na panele fotowoltaiczne”. W 2012 r. nadmiar chińskich mocy produkcyjnych wynosił ok. 27 GW (ok. 90 % światowego popytu i niemal podwójna wartość całego zapotrzebowania w UE, które wynosi 15 GW).

Zarysowująca się na horyzoncie wojna celna, w krótkim okresie doprowadzi do zwiększenia cen paneli pochodzących z Chin. Spowodują to już pierwsze cła wprowadzone do sierpnia (mają one charakter przejściowy umożliwiający dostosowanie się konsumentów i producentów do zaistniałej sytuacji). Rynek de facto będzie się stabilizował po 6 sierpnia, gdy to zaczną obowiązywać docelowe stawki celne. W efekcie spowoduje to mniejszy import z Chin (lub zdecydowanie mniejszy import, na co liczą europejscy producenci).

Jak, oprócz retorsji w zakresie importu wina z UE, zareagują na to Chiny? Z pewnością będą wykorzystywać możliwości swojego rynku wewnętrznego, nasycając go jeszcze bardziej instalacjami fotowoltaicznymi. Chińczycy liczą też na możliwość wykorzystania potencjału rynków wschodzących (np. tradycyjna chińsko-afrykańska współpraca gospodarcza). I tak np. chińska spółka Yingli Green Energy Holding jeszcze w czwartym kwartale 2012 r., w swoim portfelu eksportowym miała tylko 4% dostaw kierowanych na rynki wschodzące. W pierwszym kwartale 2013 r. udział ten wzrósł do aż 20%, co należy łączyć z wprowadzeniem ceł na chińskie panele w USA – aczkolwiek rynek USA nie ma aż takiego znaczenia jak rynek europejski, w przeważającej mierze opanowany przez chińską fotowoltaikę.

Wojna solarna XXI w., chociaż na dobre jeszcze się nie rozpętała, nie jest i nie będzie pierwszą ani drugą wojną opiumową toczoną przez europejskie potęgi kolonialne (Wielką Brytanię…i Francję). Ani Chińczycy, ani Europejczycy nie będą interweniowali zbrojnie w imię obrony swoich interesów gospodarczych. Na razie jest to raczej wymiana ciosów i nie da się ukryć, że ten ostatni, ze strony Unii Europejskiej był dla Państwa Środka szczególnie bolesnym. Bolesnym – bo od kilku lat chińska produkcja fotowoltaiczna była znacznie rozbudowywana i kierowana do Europy. I nie działo się to bez zgody i wiedzy Europejczyków. Dzisiaj natomiast, w imię szczytnych interesów branży europejskiej, należy Chińczyków usunąć z tego rynku (albo grzecznie wyprosić). Rzecz nie dotyczy jednak niechcianych gości na niedzielnym pikniku, lecz poważnych graczy rynkowych inwestujących znaczne sumy w technologie, zaliczane przez Unię do technologii przyszłości, na których ma być budowana europejska energetyka. Grudniowe rozstrzygnięcia pokażą, jak dalej potoczy się ten konflikt. Nim to jednak nastąpi, nie można wykluczyć jeszcze kilku pomniejszych bitew.


Zaczynamy!

To zaczynamy :). A o czym? O energetyce, o gospodarce, o prawie, o Szwecji, o Chinach i jeszcze kilku innych ciekawych zagadnieniach, które udaje mi się gdzieniegdzie zaobserwować.

Z pozdrowieniami

MMS