czwartek, 19 grudnia 2013

VIII Forum Energetyczne w Sopocie


16-18 grudnia br. miałem przyjemność wziąć udział VIII Forum Energetycznym organizowanym w Sopocie przez Fundację Instytut Studiów Wschodnich.

M.in. uczestniczyłem w debatcie: "Energiewende – Czy nowa strategia energetyczna Niemiec może być drogowskazem dla Europy?" jak również moderowałem panel dotyczący Smart Cities. Poniżej kilka moich komentarzy:


foto. Fundacja Instytut Studiów Wschodnich

Debata: Energiewende – Czy nowa strategia energetyczna Niemiec może być drogowskazem dla Europy? 

Maciej Sokołowski, ekspert prawa energetycznego, podjął próbę wyjaśnienia obecnej sytuacji w Polsce. Podkreślił, że Polska jest wciąż na etapie podejmowania decyzji o dalszym kierunku rozwoju energetyki, a ostateczna decyzja jeszcze nie zapadła. Zdaniem Sokołowskiego, celem jest znalezienie rozsądnego balansu pomiędzy energią węglową, atomową i odnawialną. – Sytuacja niemieckiego sektora energetycznego niewątpliwie silnie wpływa na kierunek polityki energetycznej w Polsce – ocenił ekspert. 

Maciej Sokołowski podkreślił wagę istnienia unikalnych modeli energetycznych. – Nie powinniśmy zmuszać innych państw do odtwórczego podążania niemieckim modelem – zaznaczył ekspert.


foto. Fundacja Instytut Studiów Wschodnich

piątek, 15 listopada 2013

Power Ring 2013

14 listopada wziąłem udział w IX Międzynarodowej Konferencji POWER RING 2013 „Wpływ jednolitego europejskiego rynku energii na gospodarkę niskoemisyjną Europy”.

Konferencja była wydarzenie organizowanym w ramach działań towarzyszących COP 19. Kluczowym punktem konferencji była polska premiera raportu Międzynarodowej  Agencji Energetycznej „World Energy Outlook 2013”. Prezentacji raportu dokonał główny ekonomista MAE, Fatih Birol. 

Ja zaś zabrałem głos w sesjI III "Czy rynek globalny jest przyszłością wspólnego europejskiego rynku energii", w której odniosłem się m.in. do podstawy prawnych dyskusji o wspólnym rynku energii w UE, A także formalnoprawnych wyzwań globalizacji europejskiego rynku energii.

środa, 9 października 2013

Przeciąganie kanadyjskich rurociągów


Na początku października br. Steve Pohlod – wiceprezes kanadyjskiej firmy energetycznej TransCanada poinformował, iż w tym roku spółka nie przedłoży Krajowej Radzie Energii wniosku dotyczącego budowy rurociągu Energy East, a zrobi to najwcześniej w 2014 r. Powodem są przedłużające się prace logistyczne i środowiskowe w zakresie projektu wartego blisko 12 mld CAD.

Energy East to gigantyczny projekt stworzenia blisko 4500-km rurociągu, który umożliwi przesył z Alberty i Saskatchewan do rafinerii we wschodniej Kanadzie (Quebecu i Nowego Brunszwiku) 1,1 mln baryłek ropy naftowej dziennie. Główne elementy projektu to: przystosowanie obecnie istniejących 3000 km gazociągu do transportu ropy naftowej, budowa 1460 km nowych rurociągów oraz 68 stacji pompowania ropy w Albercie, Saskatchewan, Manitobie, Ontario, Quebecu i Nowym Brunszwiku, a także rozbudowa infrastruktury morskiej w celu eksportu ropy – we współpracy z TransCanada spółka Irving Oil w Saint John w Nowym Brunszwiku planuje zbudować warty 300 mln CAD terminal morski. Kolejny terminal ma zostać zlokalizowany na rzece św. Wawrzyńca w Quebecu. Powstać mają także cztery duże magazyny ropy naftowej w rejonie Hardisty w Albercie, Saskatchewan Bakken, Québec City i Saint John.


Mapa rurociągu Energy East (Energy East: The economic benefits of TransCanada’s Canadian Mainline conversion project, Deloitte, September 2013)

We wrześniu br. TransCanada przedstawiła raport opracowany przez firmę Deloitte, z którego wynika, iż budowa Energy East spowoduje utworzenie do 2018 r. 10 000 pełnowymiarowych miejsc pracy w całym kraju. Szacuje się, iż 6-letnia budowa i 40-letnie komercyjne wykorzystanie rurociągu wygenerują dla kanadyjskiej gospodarki od ok. 10 do blisko 25 mld CAD oraz od ok. 3 do ponad 7 mld CAD w podatkach w tym okresie.

W analizie wskazuje się, iż największe korzyści z realizacji inwestycji otrzymają prowincje Ontario i Quebec. Uzyskanie zgody tej ostatniej prowincji może się okazać znacznie trudniejszym niż się wydaje. Premier Quebecu Pauline Marois nie jest zwolenniczką wspierania interesów dużego przemysłu energetycznego (m.in. jej gabinet wprowadził moratorium na wydobycie gazu łupkowego w rejonie rzeki św. Wawrzyńca), opowiada się za zwiększeniem wykorzystania odnawialnych źródeł energii. W sierpniu br. zapowiedziała wnikliwą analizę projektu, gdy tylko ten zostanie jej przekazany. Z kolei minister energetyki Ontario kontestował eksportowy charakter projektu, zaznaczając, że wiele wskazuje na to, iż jego prowincja będzie jedynie obszarem tranzytowym dla ropy wysyłanej na rynki zagraniczne. Projekt zdecydowanie popierają władze Nowego Brunszwiku. Premier tej prowincji David Alward wyrażając dla niej aprobatę określił ją mianem „narodowej budowy”.

Projekt Energy East nie jest jednym pomysłem na transfer ropy z zachodu na wschód Kanady. Własną inicjatywę w tym zakresie przedstawiła także spółka Enbridge, która planuje dokonać rewersu na rurociągu 9B tak by umożliwić transfer ropy w stronę Quebecu. Szacowany koszt tej operacji to ponad 110 mln CAD.

Wielkoskalowy charakter Energy East powoduje, że projektem zaczęły się już interesować organizacje ekologiczne. Również przedstawiciele władz lokalnych podnoszą swoje wątpliwości co do bezpieczeństwa inwestycji. Np. burmistrz Edmundston w prowincji Nowy Brunszwik wezwał TransCanada do zagwarantowania, że rurociąg nie zaszkodzi ujęciom wody. Nie można zapominać, iż to właśnie kwestie środowiskowe blokują budowę innego strategicznego kanadyjskiego rurociągu – Keystone XL, mającego umożliwić eksport ropy naftowej z piasków bitumicznych do USA na wybrzeże Zatoki Meksykańskiej.


Rurociągi w Ameryce Pn. (CAPP Crude Oil Pipeline & Refinery Map, August 2013, Energy East: The economic benefits of TransCanada’s Canadian Mainline conversion project, Deloitte, September 2013)


Oba projekty – zarówno East Energy jak i Keystone XL są bardzo mocno popierane przez rząd Kanady – oba umożliwiają eksport kanadyjskiej ropy naftowej. Realizacja Keystone XL w naturalny sposób wymaga jednak zgody USA. Ostatnie wypowiedzi Prezydenta Baracka Obamy dotyczące jego działań na rzecz zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych zmniejszają jednocześnie szansę na budowę tego amerykańsko-kanadyjskiego przedsięwzięcia. Zaletą East Energy jest to, iż budowa gazociągu nie wymaga akceptacji ze strony Stanów Zjednoczonych. Paradoksalnie jednak okazać się może, iż realizacja inwestycji będzie utrudniona, a nawet upadnie z powodów wewnętrznych, napędzanych oporem władz prowincji, uniemożliwiając premierowi Stephenowi Harperowi polityki federalnej, której eksport ropy naftowej jest ważnym elementem. 

czwartek, 19 września 2013

Czyżby kolejny Nobel dla B. Obamy?

Barack Obama deklaruje zaangażowanie USA w walkę ze zmianami klimatu i zapowiada amerykańskie przywództwo na świecie w tej dziedzinie. Ile z tego to realna polityka, a ile jedynie politycznych obietnic?

W 2009 r. Barack Obama, ku zaskoczeniu światowej opinii (i chyba ku swojemu zaskoczeniu) otrzymał pokojową Nagrodę Nobla. „Za wysiłki w celu ograniczenia światowych arsenałów nuklearnych i pracę na rzecz pokoju na świecie” – tak brzmiało jej uzasadnienie. Wysiłki w tym zakresie nie są jedynymi globalnymi wyzwaniami podejmowanymi przez Prezydenta USA. Przykładem najnowszym są działania Baracka Obamy wokół konfliktu syryjskiego (czy też ich brak). Kontrowersje z tym związane (zmienność różnych deklaracji, rysowanie czerwonych linii, gotowość interwencji, wycofanie się z niej itd.) są tylko jednymi z wielu „meandrów” polityki 44. prezydenta USA. Prezydent, który wypłynął na wody wielkiej polityki słynnym już hasłem „change”, czy „yes, we can” toczy „walkę” na wielu frontach. Jednym z bardziej wyraźnych (w sferze werbalnej) jest front walki ze zmianami klimatu. 

piątek, 30 sierpnia 2013

Polska energetyka, czyli Westerplatte broni się dalej…


7 września 1939 r., po 7 dniach walki skapitulowała załoga Westerplatte – polskiej placówki wojskowej dowodzonej przez mjr. Henryka Sucharskiego. Powodem było całkowite wyczerpanie oraz brak amunicji koniecznej do dalszego odpierania przeważających sił niemieckiego przeciwnika. Tym samym limit jaki ustalono dla Westerplatte: utrzymać się 12 godzin w walce, został prawie 14-krotnie przekroczony.

Każdy kolejny dzień trwania obrony to także charakterystyczny komunikat „Westerplatte broni się dalej…” przekazywany polskiemu społeczeństwu. Komunikat, w który – chociaż pozostawiał rezultat walki w zawieszeniu co do rozstrzygnięcia (w obliczu nacierającego przeciwnika oraz cały czas pogarszającej się sytuacji na froncie w pozostałych częściach kraju) – de facto wpisany był bohaterski, acz smutny koniec.

Westerplatte i wspomniany charakterystyczny suspens komunikatów oraz wyjątkowo gorące lato („a lato było piękne tego roku”) – wywołały u mnie skojarzenie obrony Westerplatte z sytuacją polskiego systemu elektroenergetycznego. W kontekście tego drugiego chodzi tu o zbliżającą się niemożność pokrycia zapotrzebowania na energię i związaną z tym perspektywę wyłączeń w systemie oraz podejmowane działania interwencyjne. Kolejne szczyty zapotrzebowania na energię elektryczną przy braku nowych mocy i zamykaniu starych i nierentownych bloków energetycznych (przedłużanie czasu pracy wyeksploatowanych jednostek) to bardzo pożywny grunt dla myślenia o polskiej energetyce w kategorii obrony Westerplatte. Tym bardziej, iż dowodzący jej obroną – pomimo heroicznych wysiłków związanych z tworzeniem rezerwy zimnej, czy przetargów na negawaty – sami coraz częściej przyznają, iż w najbliższych latach należy liczyć się z ograniczeniami w dostawach energii elektrycznej wynikającymi ze słabości systemu energetycznego.

Już w 2011 r. Ministerstwo Gospodarki (MG) w „Sprawozdaniu z wyników monitorowania bezpieczeństwa dostaw energii elektrycznej za okres od dnia 1 stycznia 2009 r. do dnia 31 grudnia 2010 r.” wskazało, iż z przeprowadzonej analizy sektora wytwórczego oraz zidentyfikowanych zagrożeń w pokryciu zapotrzebowania na moc w Krajowym Systemie Elektroenergetycznym (KSE), wynika że w przypadku braku podjęcia działań zmierzających do rozpoczęcia inwestycji w nowe moce wytwórcze, istnieje potencjalne ryzyko wystąpienia niedoboru mocy – szczególnie po 1 stycznia 2016 r. – i problemów z pokryciem zapotrzebowania na energię elektryczną do czasu uzyskania odpowiednich nadwyżek bilansowych. Problem pokrycia zapotrzebowania w systemie był również podnoszony przez gremia eksperckie, jak również przedstawicieli Operatora Systemu Przesyłowego.

Niekorzystne prognozy potwierdzono w sierpniu br. kiedy to Ministerstwo Gospodarki opublikowało najnowsze „Sprawozdanie z wyników monitorowania bezpieczeństwa dostaw energii elektrycznej za okres od 1 stycznia 2011 do 31 grudnia 2012 roku”. Jak podaje się ww. dokumencie w latach 2002-2012 szczytowe krajowe zapotrzebowanie na moc (występujące zimą) wzrosło z poziomu ok. 23,2 GW do ok. 25,8 GW (wzrost o ok. 11,2%). W tym samym okresie maksymalne zapotrzebowanie na moc latem wzrosło z poziomu ok. 17 GW do ok. 21,2 GW to jest o blisko 25%. W latach 2000-2012 nastąpił także wzrost średniorocznego zapotrzebowania na moc. Odnotowano wzrost z poziomu ok. 18,5 GW do ok. 21,8 GW (wzrost o ok. 17,8%). Niemniej jednak średnioroczna moc dyspozycyjna KSE (w szczytach wieczornych z dni roboczych) po okresowym wzroście w latach 2003-2006, wróciła do poziomu z 2000 r. (!), to jest ok. 26,7 GW (w roku 2000 było to 26,6 GW). Co trzeba podkreślić, w tym czasie odnotowano wzrost o blisko 18% zapotrzebowania na moc – przy jednoczesnym braku wzrostu mocy dyspozycyjnej systemu.

Z danych MG i PSE wnika, że w ostatnich latach średnioroczne zapotrzebowanie na moc (w szczytach wieczornych z dni roboczych) zbliża się do mocy dyspozycyjnej. W okresie 2000-2012 wzrasta wskaźnik średniorocznego zapotrzebowania mocy do mocy dyspozycyjnej KSE. Wskaźnik ten w latach 2000-2005 był na poziomie ok. 70-71%, natomiast w ostatnich latach zbliża się do 82%. W latach 2002-2012 szczytowe krajowe zapotrzebowanie na moc w okresie zimowym wzrosło z poziomu ok. 23,2 GW do ok. 25,8 GW, to jest o ok. 11,2%. W tym samym okresie maksymalne zapotrzebowanie na moc latem wzrosło z poziomu ok. 17 GW do ok. 21,2 GW to jest o blisko 25%.


Jak podaje Ministerstwo Gospodarki, w 2012 r. zanotowano również spadek udziału w strukturze mocy osiągalnej w KSE po stronie Jednostek Wytwórczych Centralnie Dysponowanych (JWCD), które mają bezpośredni wpływ na bilansowanie zasobów systemu elektroenergetycznego. W 2012 r. moc osiągalna JWCD zmniejszyła się o 1818 MW, w stosunku do 2011 r., co wynika z wycofania z eksploatacji jednostki wytwórczej o mocy 205 MW w elektrowni Dolna Odra, przy zwiększeniu o 24 MW mocy osiągalnej jednej jednostki wytwórczej w elektrowni Bełchatów (dla porównania moc osiągalna w nJWCD w 2012 r. zwiększyła się o 891 MW względem 2011 r., co wynika głównie z przekazania do eksploatacji nowych farm wiatrowych). Tym samym na koniec 2011 r. udział JWCD w mocy osiągalnej KSE stanowił 70,4%. W 2012 r. było to 68,6%. Obniżyła się także relacja mocy dyspozycyjnej do mocy osiągalnej z 73,5% w 2011 r. do 71,1% w 2012 r. Wzrost średniorocznej mocy osiągalnej systemu o ok. 2,7% w stosunku do 2011 r. (z ok. 36,28 GW do ok. 37,26 GW) nie przełożył się na zwiększenie mocy dyspozycyjnej KSE (w ujęciu rocznym wzrost o zaledwie 0,2% w stosunku do 2011 r., z ok. 26,65 GW do ok. 26,71 GW).

Spadek mocy dyspozycyjnej przy wzroście zapotrzebowania na moc to tylko pierwszy „westerplattyzm” w polskim systemie energetycznym. Drugim jest stan techniczny infrastruktury energetycznej, tak wytwórczej, jak przesyłowej i dystrybucyjnej. Jak podaje MG majątek wytwórczy elektrowni i elektrociepłowni zawodowych charakteryzuje się wysokim stopniem umorzenia, tj. 53,8 w przypadku kotłów i maszyn energetycznych. Blisko 55% mocy zainstalowanej jest w turbozespołach pracujących ponad 30 lat (183 urządzeń), natomiast ok. 25 w turbozespołach eksploatowanych poniżej 20 lat (111 turbozespołów). Około 61% sumarycznej wydajności kotłów energetycznych zainstalowanych jest w urządzeniach pracujących powyżej 30 lat (284 kotły), ok. 19,6 w jednostkach pracujących poniżej 20 lat (71 kotłów).

Na koniec 2011 r. średni stopień dekapitalizacji (umorzenia środków trwałych w krajowych elektrowniach i elektrociepłowniach zawodowych) wyniósł ok. 50,5%, a w kategorii maszyn i urządzeń prawie 54%. Najwyższym stopniem dekapitalizacji charakteryzuje się majątek elektrociepłowni na węglu kamiennym, gdzie dekapitalizacja maszyn i urządzeń sięga prawie 68%. Niewiele lepsza sytuacja występuje w segmencie elektrowni. Najniższym stopniem dekapitalizacji (ok. 33%) charakteryzuje się segment elektrowni na węglu brunatnym.

Natomiast jeżeli chodzi o stan sieci przesyłowej to w KSE funkcjonuje wiele obiektów pracujących pod napięciem 220 kV w znacznym stopniu zużytych z uwagi na to, że została wybudowane w latach 1952-1972. Jak podaje Ministerstwo Gospodarki sieć 220 kV jest znacznie bardziej obciążona niż sieć 400 kV, ponieważ znaczna cześć elektrowni zawodowych wyprowadza moc na napięciu 220 kV. Większość linii przesyłowych o napięciu 400 kV zostało zbudowanych w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku, a więc pracujących od ponad 30 lat. W tym kontekście warto przywołać jeszcze dane dotyczące strat w przesyle energii elektrycznej. W 2011 r. całkowite straty przesyłu energii elektrycznej wyniosły 10 774 GWh, co stanowiło ok. 7,3% energii wprowadzonej do systemu. Straty Operatora Systemu Przesyłowego (OSP) wyniosły 1 688 GWh, to jest ok. 15,7% ogólnej liczby strat w systemie.


W segmencie dystrybucji średni wiek sieci to około 30 lat. MG szacuje, że ok. 30% krajowej sieci dystrybucyjnej kwalifikuje się do wymiany ze względu na stan techniczny. Stopień dekapitalizacji majątku dystrybucyjnego wynosi ok. 75%. Zły stan sieci powoduje występowanie dużych strat sieciowych. Straty w przesyle i dystrybucji energii elektrycznej wynoszą ok. 7,3% u są blisko dwa razy większe niż w krajach Europy Zachodniej. Straty OSD wyniosły 9 086 GWh to jest ok. 84,3% ogólnej liczby strat w systemie.

Trzeci „westerplattyzm” to brak nowych mocy w systemie, co oficjalnie jest już przyznawane przez MG. Stosownie do informacji MG przez najbliższe 2 lata nie zostaną oddane do eksploatacji żadne duże źródła wytwórcze. W poł. 2015 r. może zostać uruchomiony blok gazowo-parowy w Stalowej Woli (ok. 450 MW), a w końcu 2015 r. blok gazowo parowy we Włocławku (ok. 460 MW), następny duży obiekt turbogazowy to Elektrownia Puławy przewidywana do uruchomienia w końcu 2017 r. Duże bloku węglowe zaczną pojawiać się dopiero od połowy 2017 r. (El. Kozienice II – ok. 1000 MW). Przewiduje się, że w dalszych latach uruchamiane będą kolejne bloki węglowe (El. Jaworzno III - 910 MW, EL. Turów – 360 MW, El. Opole – 2x900 MW). W latach 2016-2018 zakłada się uruchomienie kilku elektrociepłowni turbogazowych w istniejących obiektach (EC Katowice, EC Gorzów, EC Bydgoszcz, EC Żerań, EC Pomorzany, EC Elbląg). Uruchomienie pierwszej krajowej elektrowni jądrowej założono w 2025 t. (pierwszy blok o mocy 1500 MW). MG przyjmuje, że do końca 2030 r. powstaną cztery bloki w dwóch elektrowniach o łącznej mocy 6000 MW.

Natomiast po stronie wyłączeń, z przeprowadzonych przez Ministerstwo analiz wynika, że w latach 2012-2030 w KSE zostanie wycofanych z eksploatacji łącznie ok 12,26 GW mocy wytwórczej, w tym:
  • ok. 9,81 GW w elektrowniach i elektrociepłowniach zawodowych opalanych węglem kamiennym (80% całej wycofanej mocy),
  • ok. 1,90 GW w elektrowniach zawodowych opalanych węglem brunatnym (ok. 15,5% całej wycofanej mocy),
  •  ok. 0,23 GW w elektrociepłowniach zawodowych gazowych (1,9% całej wycofanej mocy),
  • ok. 0,32 GW w innych źródłach (ok. 2,6% całej wycofanej mocy).

Tempo wycofywania istniejących mocy będzie najbardziej intensywne w latach 2014-2017. W tym okresie bloki energetyczne – parafrazując – będą z systemu niemalże „szły czwórkami”. Między 2014 r. a 2017 r. zostanie odstawionych ok. 4,4 GW mocy wytwórczych, co stanowi ok. 36% wszystkich wycofań przewidywanych do końca 2030 r. Tu jeszcze raz warto przywołać fakt, iż po stronie wytwórczej w ciągu najbliższych 2 lat w Polsce nie zostaną oddane do eksploatacji żadne duże źródła.

Brak istotnych przyrostów mocy wytwórczych o wysokich wskaźnikach dyspozycyjności powoduje, że w najbliższych latach moc dyspozycyjna KSE ulega zmniejszeniu. Dotyczy to zarówno szczytu zapotrzebowania zimowego, jak i letniego. Jednocześnie wzrasta szczytowe zapotrzebowanie na moc, co – i to jest najistotniejszą konkluzją raportu Ministerstwa Gospodarki – powoduje duże ryzyko wystąpienia deficytu mocy w szczycie zimowym i letnim szczególnie w latach 2016-2017. Przy przyjętych założeniach odnośnie do wycofywanych mocy oraz budowy nowych mocy wytwórczych szacowany przez MG deficyt mocy dyspozycyjnej w szczycie zapotrzebowania wynosi:
  • brak 95 MW w 2015 r.;
  • brak 803 MW w 2016 r.;
  •  brak 1 101 MW w 2017 r.

Dopiero od 2019 r. nadwyżka mocy dyspozycyjnej nad zapotrzebowanie wzrasta do bezpiecznego poziomu (zarówno zimą, jak i latem). Ma to być wynikiem uruchamiania nowych jednostek wytwórczych o dużych wskaźnikach dyspozycyjności.


By zmniejszyć zagrożenie deficytem PSE planuje m.in. podjęcie następujących działań: redukcję zapotrzebowania na polecenie Operatora Systemu Przesyłowego, operatorski import energii, optymalizację terminów remontów, dalsze zwiększanie interwencyjnej rezerwy zimnej. Wciąż jednak biorąc pod uwagę oszacowany w okresie szczytowego zapotrzebowania deficyt wynoszący ok. 1100 MW – jak zakłada Ministerstwo Gospodarki można –pomimo planowanych działań zaradczych PSE ryzyko wystąpień niedoborów mocy dyspozycyjnej w najbliższych latach, szczególnie w okresie 2016-2017, jest realne (przy spełnieniu przyjętych założeń dotyczących wycofywanych mocy oraz tempa budowy nowych mocy wytwórczych). Tym samym dowodzący obroną KSE sami zakładają wysokie prawdopodobieństwo porażki dostrzegając widmo kapitulacji niczym obrońcy Westerplatte.

Interwencyjna rezerwa zimna to nowa usługa systemowa związana z dużym ryzykiem wystąpienia w najbliższych latach deficytu mocy w szczycie zapotrzebowania. W koncepcji tej chodzi o zwiększenie mocy dyspozycyjnej KSE poprzez odpłatne utrzymanie w zimnej rezerwie niektórych bloków energetycznych przewidzianych do odstawienia w 2015 r. ze względu na niespełnianie standardów emisyjnych Dyrektywy IED. Nowe standardy będą obowiązywało od 1 stycznia 2016 r. Jeżeli do końca 2023 instalacje spalania będą zwolnione z konieczności spełnienia standardów emisyjnych IED jeżeli w tym okresie nie będą eksploatowane przez więcej niż 17 500 godzin. W tym czasie źródła będą spełniać standard emisyjny dyrektywy LCP.
24 czerwca br. Polskie Sieci Elektroenergetyczne SA poinformowała, że w dniach 19-21 czerwca 2013 r. wystąpiło rekordowe w historii Krajowego Systemu Elektroenergetycznego zapotrzebowanie na moc elektryczną dla okresu letniego. W rannym szczycie obciążenia wyniosło ono odpowiednio:
  • 19 czerwca br. - 21 244 MW;
  • 20 czerwca br. - 21 301 MW;
  • 21 czerwca br. - 21 601 MW.

Kolejne tegoroczne gorące miesiące – lipiec i wyjątkowo upalny sierpień, w tym tydzień 5-11 sierpnia, z najgorętszym 8 sierpnia, dalej testowały wytrzymałość polskiego systemu elektroenergetycznego na tysiące włączonych klimatyzatorów i wiatraków. Tym razem jednak pomogły okoliczności urlopowe i naturalne sposoby chłodzenia się – wakacje nad jeziorem czy nad morzem. Czerwcowy rekord zapotrzebowania na moc z godz. 13.15 – 21 601 MW nie został pobity. Podsumujmy to informacją Polskich Sieci Elektroenergetycznych z 24 czerwca „mimo tak dużego obciążenia występującego przez trzy kolejne dni, Krajowy System Elektroenergetyczny pracował poprawnie”. W świat szły komunikaty „KSE broni się dalej…”.



piątek, 2 sierpnia 2013

Gaz łupkowy: wojna na słowa

Nastawienie do gazu łupkowego zależy od nazewnictwa używanego do określenia techniki wydobycia gazu.

Do takich wniosków doszli naukowcy z amerykańskiego Louisiana State University. Przez dwa lata badali oni jak Amerykanie postrzegają słowo „fracking” i w jaki sposób wpływa to na ich ocenę bezpieczeństwa związanego z wydobyciem gazu łupkowego.

Wyniki przeprowadzonych badań wykazują, że nieprzyjemny dźwięk słowa „fracking” (ostre dźwięki spółgłoskowe) i związane z nim negatywne konotacje w sferze językowej (niezaprzeczalne podobieństwo w wymowie do wulgaryzmu) mogą częściowo wpływać na opinię dotyczącą bezpieczeństwa tej metody wydobycia węglowodorów.

środa, 17 lipca 2013

Australia kończy z podatkiem węglowym

Zaledwie dwa lata Australijczycy stosowali podatek od emisji dwutlenku węgla, o którym co chwilę odżywa dyskusja w UE. Nowy australijski rząd połączy system z europejskim rozwiązaniem. Dzięki temu obywatele zaoszczędzą rocznie równowartość ponad 1 tys. zł.

Niedawna zmiana premiera Australii spowodowała nie tylko roszady personalne ale i ważne przesunięcia natury ekonomicznej. Nowy-stary, wywodzący się z Australijskiej Partii Pracy szef rządu Kevin Rudd zapowiedział szybsze wycofanie się z dotychczasowego instrumentu redukcji emisji w Australii – podatku węglowego.

Read More
Więcej w moim artykule dla portalu www.wysokienapiecie.pl.

piątek, 5 lipca 2013

"Tusk Donald", s. 207 [w:] A. Giddens, Katastrofa klimatyczna, Warszawa 2010



Natknąłem się na ciekawą książkę sprzed kilku lat. Jej autorem jest doradca byłego premiera Wielkiej Brytanii Tony'ego Blair'a - Anthony Giddens. Może nie tyle zainteresował mnie jej tytuł - chociaż wydaje się, że powinien - "katastrofa klimatyczna" brzmi przecież dosadnie (chociaż samemu wolę uciekać od tak drastycznych sformułowań). To co mnie bardziej zaintrygowało to pozycja w indeksie książki "Tusk Donald, s. 207". Wiedziony tym tropem dotarłem strony, na której znalazłem jeszcze ciekawszy cytat. Przytoczę go w całości:

Kiedy kryzys na rynkach finansowych stał się dotkliwy, w październiku 2008 r. zbuntowana grupa państw członkowskich zaczęła naciskać na odsunięcie daty, kiedy plany UE dotyczące celów emisyjnych miały zostać uznane za wiążące. Na czele stanęło osiem krajów, w tym Włochy i grupa państw z byłej Europy Wschodniej. Premier Włoch Silvio Berlusconi i jego polski odpowiednik Donald Tusk użyli tego samego argumentu, że nie będą wchodzić w porozumienie, które zostało zawarte, kiedy nie byli jeszcze u władzy. Poza Włochami i Polską także rządy Bułgarii, Węgier, Łotwy, Litwy, Rumunii i Słowacji stwierdziły, że będą przeciwstawiać się próbom wprowadzenia celów emisyjnych w życie.
A. Giddens, Katastrofa klimatyczna, Warszawa 2010, s. 207.

Tyle głos z Wielkiej Brytanii.

niedziela, 30 czerwca 2013

Klimat ma Obama - wystąpienie Prezydenta USA na Uniwersytecie w Georgetown


Głośne wystąpienie Baracka Obamy na Uniwersytecie w Georgetown spotkało się z pewnym odzewem na świecie i w Polsce. Zaważyłem jednak, iż na płaszczyźnie krajowej jest ono spłycane do kilku lakonicznych sformułowań w stylu „Obama walczy ze zmianami klimatu”, czy „Obama stawia na odnawialną energię”. Co konkretnie powiedział jednak Prezydent Obama (jeżeli można mówić o jakichkolwiek konkretach w przemówieniu polityka)? Jakie ma plany względem energetyki konwencjonalnej i odnawialnej? Czego oczekuje od Kongresu i amerykańskich przedsiębiorców? Co ma do zaproponowania światu i USA?

Chcąc spojrzeć na sprawę w sposób bardziej kompleksowy niż kilka prasowych relacji na w tym temacie samemu sięgnąłem do całości wystąpienia Prezydenta USA, które w części dotyczącej energetyki, z pominięciem kilku uwag dotyczących inwestycji w Miami Beach i NY, rurociągu Keystone, czy wzajemnych przepychanek republikanów i demokratów na poziomie federalnym i stanowym oraz laudacji dla Gina McCarthy z EPA udało mi się zamknąć w ramy niniejszego tekstu. Z wystąpieniem Baracka Obamy spróbuję uporać się jednak w kilku odsłonach (w kilku tj. minimum dwóch). W pierwszej z nich proponuję w przedstawienie tego co dokładnie powiedział Prezydenta USA, starając się jak najwierniej oddać sens jego klimatycznego przemówienia. W drugiej kolejności pokuszę się o dłuższy komentarz do tej propozycji.

Zmiany klimatu nie są niczym nowym w wypowiedziach Prezydenta Obamy. Odwoływał się do nich zarówno w swojej pierwszej kampanii wyborczej z 2008 r., przed ważnymi światowymi wydarzeniami klimatycznymi (np. Konferencja w Kopenhadze w 2009 r.), jak również w ramach różnego rodzaju spotkań bilateralnych i multilateralnych. Do zmian klimatu Prezydent USA powrócił także w swoim wystąpieniu wygłoszonym na Uniwersytecie w Georgetown w ostatni wtorek czerwca br. Odwołując się do relacji astronautów misji Apollo 8 i ich zachwytu podziwianą z perspektywy kosmosu Ziemią Barack Obama w sposób krytyczny odniósł się do problemu „planety, zmieniającej się w sposób, który będzie miał głęboki wpływ na całej ludzkości”. By go opisać Prezydent przywołał rosnącą temperaturę na Ziemi („na 12 najcieplejszych lat w udokumentowanej historii wszystkie pochodzą z ostatnich 15 lat”). Jak wyliczał Obama „w zeszłym roku, temperatury w niektórych rejonach oceanu były rekordowe”, natomiast pokrywa lodu na Arktyce „skurczyła się do jego najmniejszej wielkości w historii”, w dodatku, co podkreślał Obama, szybciej niż to przewidywała większość modeli.

Chociaż Prezydent zauważył, iż „wiemy, że żadne zdarzenie pogodowe nie jest spowodowane wyłącznie przez zmiany klimatu”, a susze, pożary i powodzie, były znane już w starożytności, to „w świecie, który jest cieplejszy niż kiedyś, wszystkie zjawiska pogodowe są dotknięte przez ocieplenie planety”. Obama powołał się tu na przykład zeszłorocznego huraganu Sandy i zwiększonego poziomu morza u wybrzeży Nowego Jorku (stopa w ciągu stu lat), suszy w Środkowo-Zachodnich Stanach z 2012 r., którą Prezydent określił jako najgorszą od wieloletniej suszy Dust Bowl (nawiedziła ten rejon USA w latach 30. XX w.) oraz zeszłotygodniowej fali upałów na Alasce. „I wiemy, że koszty tych zdarzeń mogą być mierzone w straconych życiach i źródłach utrzymania, utraconych domach, utraconych firmach, setkach miliardów dolarów przeznaczonych na służby ratownicze i usuwanie skutków klęsk żywiołowych. W rzeczywistości ci, którzy już odczuwają skutki zmian klimatycznych nie mają czasu, aby temu zaprzeczyć – są zajęci radzenia sobie z nim” powiedział Barack Obama wyliczając m.in. strażaków i rolników oraz „Amerykanów w całym kraju płacących cenę za bezczynność w ubezpieczeniach, podatkach państwowych i lokalnych oraz kosztach odbudowy i usuwania skutków klęsk żywiołowych”.

Powołując się na „dziewięćdziesiąt siedem procent naukowców”, „wyrok nauki – chemii i fizyki”, potwierdzające to, że „planeta się ociepla i działalność człowieka się do tego przyczynia”, Obama zapytał retorycznie „czy będziemy mieć odwagę do działania, zanim będzie za późno”, dumnie odpowiadając, iż „jako Prezydent, jako ojciec i jako Amerykanin, jestem tu, by powiedzieć, musimy działać”.

Praktycznym tego wyrazem ma być  nowy krajowy plan działań w obszarze klimatu ogłoszony w przemówieniu przez B. Obamę. Plan, który ma pomóc w utrzymaniu przez USA pozycji „światowego lidera w walce ze zmianami klimatu”. W założeniach Obamy plan ma bazować na postępie, który już się dokonał. „Kiedy objąłem urząd – moja administracja zobowiązała się do zmniejszenia emisji gazów USA do końca tej dekady o około 17% względem ich poziomu z 2005 r. Podwinęliśmy rękawy i zabraliśmy się do pracy. Podwoiliśmy wygenerowaną przez nas energię elektryczną z wiatru i słońca. Podwoiliśmy dystans jaki nasze samochody pokonają na galonie paliwa w połowie następnej dekady” powiedział Prezydent USA. Z drugiej strony, Obama zauważył, iż gospodarka USA „jest 60% większa niż 20 lat temu, a emisję dwutlenku węgla są mniej więcej tam, gdzie były 20 lat temu”.

Obama zwrócił uwagę na to, iż Stany Zjednoczone produkują coraz więcej własnej energii, po raz pierwszy od 30 lat budują nowe elektrownie jądrowe (w Georgii i Południowej Karolinie) oraz po raz pierwszy od osiemnastu lat USA są gotowe by produkować więcej własnej ropy niż jej importować. Zaznaczył również, iż USA dzisiaj produkują więcej gazu niż ktokolwiek inny. W ocenie Prezydenta te czynniki pobudziły amerykańską gospodarkę oraz doprowadziły do stworzenia nowych miejsc pracy, które „nie mogą być przeniesione za granicę”. Przy okazji umożliwiły one zniwelowanie „emisję gazów pochodzenia węglowego do najniższego poziomu w ciągu zaledwie 20 lat”. Barack Obama dodał, iż „od 2006 roku żaden kraj na Ziemi nie zredukował całkowitego zanieczyszczenia węglowego tak mocno jak Stany Zjednoczone Ameryki”.

Zdaniem Obamy to jednak tylko początek, a USA wciąż mają wiele do zrobienia. Prezydent przypomniał o swoim orędziu noworocznym, w wezwał Kongres do stworzenia wspólnego, ponadpartyjnego, opartego na rynku rozwiązania legislacyjnego dedykowanego zmianom klimatu, podobnego do tego wypracowanego kilka lat temu przez republikańskich i demokratycznych senatorów. W ocenie Obamy innym przykładem takiej współpracy była praktycznie jednogłośnie uchwalona ustawa o czystym powietrzu (Clean Air Act) z 1970 r.

W tym kontekście, Barack Obama przedstawił podstawowe założenia swojego planu, planu, zmierzającego do zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych, ochrony USA przed skutkami zmian klimatu oraz „prowadzenia świata w skoordynowanym ataku na zmiany klimatu”. Jak zapowiedział Obama „ten plan zaczyna się cięciem emisji pochodzenia węglowego poprzez zmianę sposobu wykorzystania energii – używanie mniej brudnej energii, przy użyciu bardziej czystej energię, i mniejszym marnowaniu energii w całej naszej gospodarce”. Prezydent Obama przywołał dane w świetle których około 40% zanieczyszczeń węglowych w USA to emisje z elektrowni. Zaznaczył, iż obecnie w Stanach Zjednoczonych nie ma federalnych ograniczeń ilości emisji dwutlenku węgla produkowanego przez elektrownie. „Ograniczamy ilość toksycznych substancji chemicznych, takich jak rtęć, siarka, arsen, w naszym powietrzu lub w naszej wodzie, ale elektrownie wciąż mogą wypuszczać nieograniczone ilości zanieczyszczeń węglowych do atmosfery za darmo”. Zdaniem Obamy to musi się skończyć.

Podmiotem, który zmierzy się z tym zadaniem będzie Agencję Ochrony Środowiska (EPA). Ma ona położyć kres nieograniczonej emisji dwutlenku węgla z elektrowni, przygotowując nowe standard emisyjne, zarówno dla istniejących, jak i planowanych elektrowni. Opracowując wskazane standardy Agencja będzie kierować się otwartością i przejrzystością, tak by zapewnić różnym stanom o różnych potrzebach elastyczność. 

Niezależnie od postulowanej aktywności na poziomie federalnym Obama podkreślił, iż kilkanaście stanów wprowadziło już własne programy oparte na rynku dedykowane redukcji emisji CO2, a ponad 1000 burmistrzów podpisali umowy obligujące do zmniejszania zanieczyszczeń pochodzących z węgla. Ponad 25 stanów określiło cele w zakresie efektywności energetycznej, a ponad 35 stanów ustawiono celów dotyczących energii odnawialnej.

Barack Obama odniósł się również do krytyków proponowanego przez niego kierunku i ich argumentów, że zmiany „zabiją miejsca pracy i zniszczyą gospodarkę”, że będzie to „koniec amerykańskiej wolnej przedsiębiorczości”. Przytaczając przykład wcześniejszej legislacji środowiskowej Prezydent USA przekonywał, że „kiedy uchwaliliśmy Clean Air Act by pozbyć się smogu, niektórzy sceptycy mówili, że nowe standardy emisyjne zdziesiątkują branżę motoryzacyjną. Tak się nie stało. Nasze powietrze stało się bardziej czyste”. Obama przywołał również politykę amerykańskich przedsiębiorstw, m.in. GM, Nike i Walmart, podejmujących działania na rzecz ochrony klimatu.

Plan Obamy nie zakłada jednak nagłego zaprzestania wykorzystania paliw kopalnych. Obecnie USA wytwarzają bowiem coraz więcej własnej ropy naftowej – oraz, co istotniejsze z punktu widzenia klimatycznych ambicji Obamy – gazu ziemnego. W tym kontekście Prezydent USA zapowiedział, iż Stany Powinny wzmocnić pozycję czołowego producenta gazu ziemnego, „ponieważ w perspektywie średniookresowej nie tylko zapewnia to dostęp do taniej i bezpiecznej energii, ale i pomaga ograniczyć emisję dwutlenku węgla”.

Z tą kwestią powiązany jest drugi obok redukcji emisji gazów cieplarnianych filar klimatycznych zapowiedzi Obamy – wykorzystanie czystej energii. Prezydent chce jeszcze raz podwoić udział energii produkowanej z wiatru i ze słońca. Umożliwić ma to m.in. udostępnianie nieruchomości publicznych pod budowę odnawialnych źródeł energii, co ma doprowadzić do zasilenia ponad 6 milionów domów w 2020 r., czy zainstalowanie przez Departament Obrony 3 gigawatów mocy w energii odnawialnej w bazach wojskowych. Dodatkowo Obama wezwał Kongres do przyjęcia legislacji likwidującej ulgi podatkowe dla wielkich koncernów naftowych, tak by zmusić je do inwestowania w czystą energię. Obama dostrzega także rolę działań administracji publicznej na rzecz zwiększenia udziału odnawialnych źródeł energii. Jak zapowiedział Barack Obama „dzisiaj wyznaczam nowy cel. W ciągu najbliższych siedmiu lat 20% energii elektrycznej konsumowanej przez rząd federalny będzie pochodziło ze źródeł odnawialnych”.

Trzecim komponentem planu Prezydenta USA jest efektywność energetyczna. Do zwiększenia oszczędzanie energii przyczynić się mają nowe standardy paliwowe ustalone dla ciężkich ciężarówek, autobusów i samochodów dostawczych oraz nowe standardy energetyczne dla sprzętu AGD, a także inteligentne oświetlenie, czy nowoczesne okna. Obama chce zachęcać prywatnych inwestorów do realizacji energooszczędnych projektów. W tym celu proponuje połączone standardy wydajności dla urządzeń i budynków federalnych. Ma to umożliwić osiągnięcie redukcji emisji CO2 o minimum 3 miliardy ton, co ma odpowiadać półrocznej emisji całości sektora energetycznego. 

W ocenie B. Obamy „nawet jeśli tylko Amerykanie wykonają swoją część, ocieplenia się planety zatrzyma się na jakiś czas.” Z drugiej strony, jak podkreśla Obama „żaden naród nie może rozwiązać tego problemu sam”. Ostatnim elementem planu Obamy jest przewodzenie przez USA międzynarodowych wysiłkom na rzecz zwalczania zmian klimatu. By pomóc mniej rozwiniętym państwom w przejściu do wykorzystania bardziej ekologicznych źródeł energii Obama proponuje współpracę z amerykańskim sektorem prywatnym oraz transfer do know-how w przejściu na wykorzystanie gazu ziemnego. Prezydent USA wzywa również do zakończenia publicznego finansowania budowy nowych elektrowni węglowych na świecie, chyba że będą one oparte o technologie wychwytu dwutlenku węgla, lub węgiel jest jedynym opłacalnym surowcem do produkcji energii elektrycznej w najbiedniejszych krajach. 

Barack Obama wezwał również do rozpoczęcia negocjacji zmierzających osiągnięcie globalnego porozumienia dotyczącego wolnego handlu towarami i usługami środowiskowymi, w tym technologiami dedykowanymi czystej energii. Prezydent Obama chce również zintensyfikować współpracę w obszarze klimatu z największymi z państw rozwijających się: Indiami, Brazylią i Chinami, będącymi zarazem największymi emitentami na świecie. Obama zapowiedział także, iż jego administracja podwoi wysiłki, aby zaangażować partnerów międzynarodowych w konkretne działania w celu osiągnięciu nowego globalnego porozumienia na rzecz redukcji emisji. 

„Więc to jest mój plan. Działania, jakie ogłosiłem powinny być silnym sygnałem dla świata, że Ameryka zamierza podjąć odważne działania w celu zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych. Będziemy nadal prowadzić wzmocnieni siłą naszego przykładu, bo to właśnie Stany Zjednoczone Ameryki zawsze robiły” podsumował swoje wystąpienie Barack Obama.

niedziela, 16 czerwca 2013

Słoneczna wojna z butelką wina w tle

Już niedługo panele fotowoltaiczne i wino oprócz słońca potrzebnego do ich funkcjonowania (panele) lub produkcji (wino) mogą mieć jeszcze jeden wspólny mianownik. I nie chodzi tu wcale o możliwość produkcji energii z wina, paneli z butelek po winie, czy też butelek do wina z paneli (sic!). Chodzi tu raczej o cła, a więc coś co ze słońcem ma niewiele wspólnego (chyba że zaliczymy do tego możliwość podniesienia temperatury zarówno przez słońce, wino, słońce i wino – w wariancie wakacyjnym na leżaku z lampką wina – czy też cło, co w odniesieniu do tego ostatniego w opisywanym wypadku rzeczywiście miało miejsce).

Cła to niebyle jakie, chociaż na pierwszy rzut oka wydawać się mogą dość egzotycznymi. Pierwsze z nich, unijne i obowiązujące, dotyczy chińskich paneli fotowoltaicznych. Drugie, chińskie i prawdopodobne, może zostać nałożone na unijne wina eksportowane do Chin. Oczywiście nie stanie się to od razu, ale po przeprowadzeniu „szczegółowego postępowania antydumpingowego”. Chronologia wydarzeń nakazuje łączyć tą zapowiedź (5 czerwca br.) z ogłoszoną dzień wcześniej (4 czerwca br.) informacją o nałożeniu przez Unię tymczasowych ceł antydumpingowe na chińskie panele fotowoltaiczne (moduły lub panele fotowoltaiczne z krzemu krystalicznego oraz ogniwa i płytki w rodzaju stosowanych w modułach lub panelach fotowoltaicznych z krzemu krystalicznego, pochodzące lub wysyłane z Chińskiej Republiki Ludowej. Grubość ogniw i płytek nie przekracza 400 mikrometrów).

Ewentualne chińskie cła w szczególności dotknąć mogą Francję, której wina stanowią mają największy udział w europejskim eksporcie. Łączny udział eksportu unijnych win do Chin wynosi 763 milionów €. Większość eksportu pochodzi z Francji (546 milionów €). Na kolejnych miejscach są Hiszpania (89 milionów €),) oraz Włochy (77 milionów €). Co więcej, Chiny są obecnie największym importerem  francuskich win z regionu Bordeaux. W 2011 r. ich konsumpcja w Państwie Środka wzrosła o 110%.

Jak widać na reakcję strony chińskiej długo nie trzeba było czekać. Szybkość działania za którą na pewno pójdzie determinacja osiągnięcia założonego przez Chiny efektu, uwydatnia ciężar gatunkowy prowadzonego już od zeszłego roku sporu. We wrześniu 2012 r. Komisja Europejska rozpoczęła postępowanie antydumpingowe w sprawie przywozu pochodzących z Chin paneli słonecznych i ich głównych składników (tj. ogniw i baterii). Wnioskodawca postępowania, organizacja zrzeszająca ponad 25% przedstawicieli europejskiej branży paneli solarnych EU Pro Sun, w skardze złożonej w lipcu ubiegłego roku wskazała, że panele słoneczne i ich główne podzespoły importowane z Chin są wwożone na teren Unii Europejskiej po cenach niższych od ich wartości rynkowej. Co ciekawe, skarga ta jest dotychczas największą pod względem wartości skargą, jaką kiedykolwiek w postępowaniu antydumpingowym otrzymała Komisja Europejska. W 2011 r. eksport chińskiej fotowoltaiki stanowił ponad 80% rynku UE, osiągając wartość 21 mld €.

W rezultacie przeprowadzonego dochodzenia Unia Europejska nałożyła na chińskie panele fotowoltaiczne wspomniane tymczasowe cła antydumpingowe. W ocenie Komisji Europejskiej, „chińskie panele fotowoltaiczne są sprzedawane do Europy znacznie poniżej normalnej wartości rynkowej”. Z racji tego Unia wprowadza cła, „by zrównoważyć szkodę wyrządzaną europejskiemu przemysłowi przez tę nieuczciwą praktykę handlową, jaką jest dumping”.

Unia podkreśla także konieczność przywrócenia „równych reguł gry”. Zdaniem Komisji cła „nie mają zatem nigdy charakteru kary”. W jej ocenie potwierdzić ma to „bardziej umiarkowane podejście”, polegające na wprowadzeniu na pierwsze dwa miesiące ceł w wysokości 11,8 % (do 5 sierpnia br.). Po tej dacie, stawka cła będzie wahać się w granicach od 37,3 % dla takich podmiotów jak Yingli Energy (China) Co. Ltd, Hainan Yingli New Energy Resources Co. Ltd. Oraz Baoding Tianwei Yingli New Energy Resources Co. Ltd., aż do 67,9% dla Delsolar (Wujiang) Co. Ltd. Dla porównania poziom cła, jaki w analizach Komisji Europejskiej jest niezbędny dla przeciwdziałania szkodliwym skutkom dumpingu to średnio 47,6% i jest o połowę mniejszy od poziomu dumpingu (średnio 88%, najwyższe wskazanie 112,6%, najniższe 48,1%).
W odpowiedzi na stanowisko Komisji strona chińska ostrzega przed możliwością utraty tysięcy miejsc pracy w branży fotowoltaicznej w UE i Chinach. W jej ocenie odpowiednio ponad 250.000 miejsc pracy w Europie i 400.000 w Chinach będzie zagrożonych. Zdaniem Komisji Europejskiej statystyki te są mocno przesadzone. Komisja podaje, iż dochodzenie antydumpingowe wskazało na „możliwość wznowienia działalności gospodarczej producentów unijnych, którzy byli zmuszeni wstrzymać produkcję w wyniku presji ze strony przywozu z Chin”. Co więcej, w rozważanym przez KE scenariuszu „nie tylko zabezpieczono by 25.000 miejsc pracy istniejących w przemyśle unijnym (w okresie objętym dochodzeniem), ale istniałaby również realna perspektywa dalszego zwiększenia produkcji i wzrostu zatrudnienia”.

Ciekawym kontekstem sprawy jest fakt, iż w październiku 2012 r. Departament Handlu Stanów Zjednoczonych zdecydował o wprowadzeniu cła na większości paneli słonecznych importowanych z Chin. Cło na kolektory słoneczne produkowane przez 60 chińskich dostawców ustanowiono na poziomie od 24% do 36% (np. dla największego chińskiego producenta, Suntech, stawka ta wzrosła do 36%, poprzednio wynosiła ona 34%).

Komisja Europejska powróci do sprawy ceł na początku grudnia br. przedstawiając Radzie Europejskiej dwie alternatywy: oczekiwane zamknięcie sprawy bez podejmowania środków lub nałożenie ostatecznych środków antydumpingowych na okres pięciu lat. Nie trudno domyślić się, które z dwóch rozwiązań jest oczekiwanym przez Chińczyków.

Gra jak widać idzie o duże stawki. Chińczycy systematycznie rozbudowali branżę energetyki słonecznej w nadziei na podbój zagranicznych rynków, co szczególności w Europie im się udało. W 2012 r. chińskie moce produkcyjne wynosiły ponad 55 GW (dla porównania w 2009 r. było to 6,5 GW). Daje to ok. 150% globalnej konsumpcji. W ocenie Komisji Europejskiej „Chiny mogą produkować jeden i pół razy tyle, ile wynosi światowe zapotrzebowanie na panele fotowoltaiczne”. W 2012 r. nadmiar chińskich mocy produkcyjnych wynosił ok. 27 GW (ok. 90 % światowego popytu i niemal podwójna wartość całego zapotrzebowania w UE, które wynosi 15 GW).

Zarysowująca się na horyzoncie wojna celna, w krótkim okresie doprowadzi do zwiększenia cen paneli pochodzących z Chin. Spowodują to już pierwsze cła wprowadzone do sierpnia (mają one charakter przejściowy umożliwiający dostosowanie się konsumentów i producentów do zaistniałej sytuacji). Rynek de facto będzie się stabilizował po 6 sierpnia, gdy to zaczną obowiązywać docelowe stawki celne. W efekcie spowoduje to mniejszy import z Chin (lub zdecydowanie mniejszy import, na co liczą europejscy producenci).

Jak, oprócz retorsji w zakresie importu wina z UE, zareagują na to Chiny? Z pewnością będą wykorzystywać możliwości swojego rynku wewnętrznego, nasycając go jeszcze bardziej instalacjami fotowoltaicznymi. Chińczycy liczą też na możliwość wykorzystania potencjału rynków wschodzących (np. tradycyjna chińsko-afrykańska współpraca gospodarcza). I tak np. chińska spółka Yingli Green Energy Holding jeszcze w czwartym kwartale 2012 r., w swoim portfelu eksportowym miała tylko 4% dostaw kierowanych na rynki wschodzące. W pierwszym kwartale 2013 r. udział ten wzrósł do aż 20%, co należy łączyć z wprowadzeniem ceł na chińskie panele w USA – aczkolwiek rynek USA nie ma aż takiego znaczenia jak rynek europejski, w przeważającej mierze opanowany przez chińską fotowoltaikę.

Wojna solarna XXI w., chociaż na dobre jeszcze się nie rozpętała, nie jest i nie będzie pierwszą ani drugą wojną opiumową toczoną przez europejskie potęgi kolonialne (Wielką Brytanię…i Francję). Ani Chińczycy, ani Europejczycy nie będą interweniowali zbrojnie w imię obrony swoich interesów gospodarczych. Na razie jest to raczej wymiana ciosów i nie da się ukryć, że ten ostatni, ze strony Unii Europejskiej był dla Państwa Środka szczególnie bolesnym. Bolesnym – bo od kilku lat chińska produkcja fotowoltaiczna była znacznie rozbudowywana i kierowana do Europy. I nie działo się to bez zgody i wiedzy Europejczyków. Dzisiaj natomiast, w imię szczytnych interesów branży europejskiej, należy Chińczyków usunąć z tego rynku (albo grzecznie wyprosić). Rzecz nie dotyczy jednak niechcianych gości na niedzielnym pikniku, lecz poważnych graczy rynkowych inwestujących znaczne sumy w technologie, zaliczane przez Unię do technologii przyszłości, na których ma być budowana europejska energetyka. Grudniowe rozstrzygnięcia pokażą, jak dalej potoczy się ten konflikt. Nim to jednak nastąpi, nie można wykluczyć jeszcze kilku pomniejszych bitew.


Zaczynamy!

To zaczynamy :). A o czym? O energetyce, o gospodarce, o prawie, o Szwecji, o Chinach i jeszcze kilku innych ciekawych zagadnieniach, które udaje mi się gdzieniegdzie zaobserwować.

Z pozdrowieniami

MMS